Gdy ocean zaczyna płakać błękitem
Pamiętam tę noc na wyspie Matsu. Wiatr przynosił słony zapach morza, a księżyc akurat się schował za chmurami. Nagle zobaczyliśmy to – fale rozbłysły nagle błękitnym światłem, jakby ktoś włączył podwodne neony. Miejscowy rybak tylko się uśmiechnął: Znowu płaczą – powiedział. Dopiero później zrozumiałem, że byłem świadkiem jednego z najbardziej poruszających zjawisk natury – niebieskich łez.
Te tajemnicze świecenia od wieków fascynują mieszkańców azjatyckich wybrzeży. Dla naukowców to Ciekawostka biologiczna, dla poetów – metafora, a dla ekologów – niepokojący sygnał. Ale kiedy widzisz je na własne oczy, po prostu milkniesz z wrażenia.
Dlaczego morze świeci?
Okazuje się, że za ten bajeczny spektakl odpowiadają maleńkie organizmy – Noctiluca scintillans. Gdy je podrażnisz (na przykład poruszając wodę), błyskają jasnoniebieskim światłem. To ich sposób na… odstraszanie drapieżników! Trochę jak morska wersja alarmu samochodowego.
Żeby zobaczyć to zjawisko, trzeba trafić w idealne warunki:
– Woda musi być cieplejsza niż 20°C (dlatego latem szanse rosną)
– Lepiej gdy księżyc nie świeci zbyt mocno
– Najlepiej sprawdzać zatoczki z dużą ilością planktonu
Paradoks? Im więcej zanieczyszczeń rolniczych w wodzie, tym więcej tego cudownego zjawiska. Fitoplankton ma się wtedy świetnie, a wraz z nim – jego świecący konsumenci.
Łzy, które stały się legendą
W Tajwanie babcie opowiadają dzieciom, że to dusze utopionych marynarzy wciąż szukają drogi do domu. Wietnamczycy wierzą, że tak manifestują się oceaniczne bóstwa. A współcześni psychologowie zauważyli coś ciekawego – ludzie patrzący na te światła często wpadają w stan głębokiej refleksji.
Nie dziwię się. Kiedy stoisz na plaży w kompletnym niemal ciemnościach i nagle fale zaczynają jarzyć się błękitnym blaskiem… czujesz się jak świadek jakiejś wielkiej tajemnicy. Może dlatego artyści tak często wykorzystują to zjawisko w swoich pracach. Marina Abramović mówiła, że to najdoskonalsze dzieło sztuki, jakie zna.
Piekno, które powinno niepokoić
Statystyki z Hongkongu są nieubłagane – w ciągu ostatnich 20 lat niebieskie łzy pojawiają się średnio o 40% częściej. To nie jest dobry znak. Tak jak kaszel u człowieka nie świadczy o zdrowiu, choć może brzmieć interesująco…
Z drugiej strony, miejscowości nadmorskie przeżywają prawdziwe oblężenie turystów chcących zobaczyć to zjawisko. W niektórych regionach Chin powstały nawet specjalne nocne rejsy łowców niebieskich łez.
Może więc te migoczące światła to nie tylko spektakl, ale i ostrzeżenie? Jakby ocean mówił: Patrzcie, jak potrafię być piękny, ale nie zmuszajcie mnie do tej sztucznej iluminacji. Kiedy następnym razem zobaczysz zdjęcie tych błękitnych rozbłysków, pomyśl – to nie tylko zachwycający widok, ale też opowieść o naszej relacji z naturą. Opowieść, która wcale nie musi kończyć się happy endem.